-Jak ja złapie tego ciula to mu nogi z dupy powyrywam!
-Justin spokojnie...
-Kurwa! Jak mam być spokojny!
Nagle przszedł sms:
"Justinek jest taki mądry?"
-Kurwa! przestań do mnie pisać. Krzyknęłam na cały głos!
Przyszedł sms:
"Nie krzycz, bo nic Ci to nie da."
Popłakałam się...
Justin poszedł na zewnątrz... I zawołał:
-Pokaż się ty dupku!
Pokazał się John... idiota który ciągle chciał ze mną chodzić, ale mu się nie udawało...
-Kurwa! Debilu co Ci strzeliło do tego durnego łba?! -powiedziałam pełna złości-
Nagle wyciągnął pistolet i strzelił, ja zobaczyłam tylko światełko...
Justin dzwonił po karetkę... Ja zobaczyłam moją rękę... była cała we krwi...
Justin zdjął swój sweter i zawiązał moją rękę, wziął mnie na ręce i czkał na przyjazd karetki...
Karetka przyjechała a Justin pojechał z nami do szpitala...
Widziałam tylko jak pielęgniarka daje mi znieczulenie... później obudziłam się już na sali...
Justin powiedział, że już wszystko dobrze, ale nagle przyszedł sms:
"Nie myśl, że to koniec"
-Justin ja musze stąd wyjść!
-Nie możesz...
"Nie myśl, że to koniec"
-Justin ja musze stąd wyjść!
-Nie możesz...
-Proszę...- przytuliłam się do niego-
-Dobrze, pójde zapytać...
-Dziękuję -cmoknęłam go w polik-
Justin uśmiechnął się i poszedł na recepcję... Ja odpisałam temu dupkowi :
"Jeszcze Ci mało? Już mnie skrzywdziłeś!"
Odpisał:
"Ciebie tak..."
Pomyślałam, kogo ma na myśli...
Ale nagle z krzykiem do sali wbiegła mama :
-Lena, nic Ci nie jest? Kto Ci to zrobił?
Nagle wszedł lekarz i powiedział do mamy :
-Gdyby nie młodzieniec, który wezwał karetkę i zatamował krwawienie to nie wiem czy mogłaby pani teraz z nią rozmawiać...
-Ale doktorze co się stało?
-Została postrzelona... musieliśmy wyciągnąć kulke...
-O mój Boże... Dziękuję panu...
-Jak już mówiłem nie mi trzeba dziękować...
-No tak - powiedziała mama z uśmiechem-
Doktor wyszedł z sali a mama zaczęła:
-Gdzie Justin?
-Poszedł na recepcję...
-Po co?
-Bo go poprosiłam, chce iść do domu..
Nagle wszedł Justin, mama zaczęła mu dziękować, a ja zapytałam:
-I co?
-Możesz wyjść, ale masz odpoczywać w domu.
-Dobra, Justin zabierz mnie już do domu.
-Dobrze -powiedział Justin biorą mnie na ręce-
Ja zaśmiałam się i zarumieniłam.
Justin zaniósł mnie do auta. Ja powiedziałam mamie, żeby jechała swoim autem, bo chce pogadać z Justinem...
Tak więc ruszyliśmy, a ja zaczęłam:
-Justin ja umiem chodzić. -powiedziałam ze śmiechem-
-Wiem, ale masz się nie męczyć.
-Dobra przejdźmy do rzeczy. -powiedziałam dając Justinowi mój telefon-
-Kurwa! Teraz będę Cie bronił, żeby nic Ci się nie stało...
-Justin, ale wtedy on może coś zrobić Tobie...
-Trudno, ważne, że ty będziesz bezpieczna..
Zarumieniłam się. Dojechaliśmy do mojego domu...
Justin znów na rękach zaniósł mnie na kanapę.
Justin usiadł przy mnie i zapytał:
-Może chcesz iść spać.
-Tak, może lepiej mi to zrobi...
Justin zabrał mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Usiadł na krześle i czuwał przy mnie:
-Justin jak chcesz to idź do domu...
-Nie, nie moge zostawić Cię teraz samej.
-Jak chcesz wyjąkałam -nie wiedziałam nawet kiedy zasnęłam-
Gdy się obudziłam Justin dalej siedział na krześle tylko coś robił w telefonie.
-Justin, ty dalej tutaj?
-Mówiłem, że Cię nie zostawie...
-Tak, ale siedzisz już tu jakiś czas...
-Tylko godzinę...
-Nie ważne, mam ochotę iść się przejść.
-Ale co z twoją ręką?
-Nic, chodźmy. -powiedziałam-
-Ok.
Poszliśmy na plac zabaw. Miałam ochotę na berka więc Justin zaczął mnie gonić, aż w końcu złapał mnie w jakimś zaułku...
Przycisnął do ściany... Czułam jego oddech na mojej twarzy a po chwili jego usta na moich. Odwzajemniłam pocałunek. Byłam w siódmym niebie. Siódme niebo się skończyło. Justin powiedział:
-Przepraszam...nie powinienem...
-Nie, Justin nie masz za co przepraszać...
Justin uśmiechnął się i poszedł usiąść na ławkę...
_______________________________________
Dziękuję za komentarz na blogu Domci223 . ty też jesteś wspaniała, ten rozdział dedykuje Tobie <33.
-Dobrze, pójde zapytać...
-Dziękuję -cmoknęłam go w polik-
Justin uśmiechnął się i poszedł na recepcję... Ja odpisałam temu dupkowi :
"Jeszcze Ci mało? Już mnie skrzywdziłeś!"
Odpisał:
"Ciebie tak..."
Pomyślałam, kogo ma na myśli...
Ale nagle z krzykiem do sali wbiegła mama :
-Lena, nic Ci nie jest? Kto Ci to zrobił?
Nagle wszedł lekarz i powiedział do mamy :
-Gdyby nie młodzieniec, który wezwał karetkę i zatamował krwawienie to nie wiem czy mogłaby pani teraz z nią rozmawiać...
-Ale doktorze co się stało?
-Została postrzelona... musieliśmy wyciągnąć kulke...
-O mój Boże... Dziękuję panu...
-Jak już mówiłem nie mi trzeba dziękować...
-No tak - powiedziała mama z uśmiechem-
Doktor wyszedł z sali a mama zaczęła:
-Gdzie Justin?
-Poszedł na recepcję...
-Po co?
-Bo go poprosiłam, chce iść do domu..
Nagle wszedł Justin, mama zaczęła mu dziękować, a ja zapytałam:
-I co?
-Możesz wyjść, ale masz odpoczywać w domu.
-Dobra, Justin zabierz mnie już do domu.
-Dobrze -powiedział Justin biorą mnie na ręce-
Ja zaśmiałam się i zarumieniłam.
Justin zaniósł mnie do auta. Ja powiedziałam mamie, żeby jechała swoim autem, bo chce pogadać z Justinem...
Tak więc ruszyliśmy, a ja zaczęłam:
-Justin ja umiem chodzić. -powiedziałam ze śmiechem-
-Wiem, ale masz się nie męczyć.
-Dobra przejdźmy do rzeczy. -powiedziałam dając Justinowi mój telefon-
-Kurwa! Teraz będę Cie bronił, żeby nic Ci się nie stało...
-Justin, ale wtedy on może coś zrobić Tobie...
-Trudno, ważne, że ty będziesz bezpieczna..
Zarumieniłam się. Dojechaliśmy do mojego domu...
Justin znów na rękach zaniósł mnie na kanapę.
Justin usiadł przy mnie i zapytał:
-Może chcesz iść spać.
-Tak, może lepiej mi to zrobi...
Justin zabrał mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Usiadł na krześle i czuwał przy mnie:
-Justin jak chcesz to idź do domu...
-Nie, nie moge zostawić Cię teraz samej.
-Jak chcesz wyjąkałam -nie wiedziałam nawet kiedy zasnęłam-
Gdy się obudziłam Justin dalej siedział na krześle tylko coś robił w telefonie.
-Justin, ty dalej tutaj?
-Mówiłem, że Cię nie zostawie...
-Tak, ale siedzisz już tu jakiś czas...
-Tylko godzinę...
-Nie ważne, mam ochotę iść się przejść.
-Ale co z twoją ręką?
-Nic, chodźmy. -powiedziałam-
-Ok.
Poszliśmy na plac zabaw. Miałam ochotę na berka więc Justin zaczął mnie gonić, aż w końcu złapał mnie w jakimś zaułku...
Przycisnął do ściany... Czułam jego oddech na mojej twarzy a po chwili jego usta na moich. Odwzajemniłam pocałunek. Byłam w siódmym niebie. Siódme niebo się skończyło. Justin powiedział:
-Przepraszam...nie powinienem...
-Nie, Justin nie masz za co przepraszać...
Justin uśmiechnął się i poszedł usiąść na ławkę...
_______________________________________
Dziękuję za komentarz na blogu Domci223 . ty też jesteś wspaniała, ten rozdział dedykuje Tobie <33.
O dziękuje <3.! jesteś świetna a blog też jest świetny czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńOczywiście, o mnie nie wspomnisz ..
OdpowiedzUsuńAle i tak cie kocham i czekam na następny rozdział <3 ;D